To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Alloszczur
Forum dyskusyjne Alloszczur - forum miłośników szczurów

O szczurach ogólnie - Kto dla kogo?

Anonymous - Pon Paź 22, 2007 13:42

Dziobak napisał/a:
I, kurna, kupując szczura nie widać, że jest agresywny? I to taki "pech" 2 razy na 5?
no tak, tu Dziobak ma rację. Po pierwsze pewne rzeczy widać na tzw. pierwszy rzut oka. Po drugie pech pechem, a brak chęci minimalnego wysilenia się to co innego.
AngelsDream - Pon Paź 22, 2007 13:43

No ale widać dla wielu osób to już fanatyzm, że najpierw stawiasz swoje szczury, potem rodzinę, a na końcu jakieś dziecko X z Afryki... Nie wiem - może i tacy ludzie mają rację, ale jak patrzę na chorującego szczurka, którego wychowywałam od małego, to jakoś nie umiem inaczej. Leczę bez względu na cenę, dopóki sam szczur chce walczyć i się nie podda.

[ Dodano: Pon Paź 22, 2007 14:44 ]
Viss, sama wiesz jak u nas było z Toddem. W sumie mogliśmy go oddać. Zamiast tego misiek zaczął z nim pracować i są efekty. Todd nadal się nas boi, ale można go wziąć na ręce bez groźby utraty palców...

Anonymous - Pon Paź 22, 2007 13:49

Pamiętam, oczywiście. Sama mam Cypka, który do łatwych nie należał i nie należy. Ale pracą obie wiele zyskałyśmy. I to jest tak cenne, że właśnie jakoś "bardziej się kocha" te trudniejsze zwierzęta. Właśnie dlatego, że sie w nie wkłada więcej wysiłku.
Nisia - Pon Paź 22, 2007 13:49

AngelsDream napisał/a:
No ale widać dla wielu osób to już fanatyzm, że najpierw stawiasz swoje szczury, potem rodzinę, a na końcu jakieś dziecko X z Afryk

Ale dla mnie taka kolejność jest logiczna.
Najpierw ja - bo kiedy zaniedbam swoje zdrowie i wyląduje w szpitalu, to kto się zajmie moimi podopiecznymi?
Potem moi podopieczni - zwierzęta, własne dzieci. Bo są ode mnie zależni, sami sobie nie dadzą rady.
Potem rodzina - bo mimo wszystko są dorośli, więc sobie dadzą radę, a ja ich moge co najwyżej wspomóc, gdy mam możliwości.
Na końcu dzieci w Afryce, bo ich w życiu nie widziałam, są ode mnie odległe o lata świetlne, a poza tym są organizacje typu PAH.
AngelsDream napisał/a:
Leczę bez względu na cenę, dopóki sam szczur chce walczyć i się nie podda.

Hmm... w przypadku szczura to rozumiem. A co byś zrobiła w przypadku patyczaka?
Bo widzisz, moja wrażliwość jest względna. Ogranicza się do tych, którzy są zdolni do odczuwania emocji, radości, bólu, tęsknoty, miłości, czy choćby z którymi można nawiązać kontakt (z rybkami już można). Cała reszta to... bibeloty. Owszem podleję, dam jeść, ale bez szaleństw.
A patyczak to robal. Nawet nie myśli.

Dziobak - Pon Paź 22, 2007 13:50

Nisia napisał/a:
A co do dzieci w Afryce.
Moja hierarchia wartości: najważniejsze jest moje zdrowie, potem tych, którymi sie opiekuję (aktualnie szczury), potem mojej rodziny, na końcu dzieci w Afryce.

Dokładnie, tym bardziej, że kasa zaoszczędzona na leczeniu szczurów i tak pewnie do tych chorujących dzieci nie trafi... Ludzie lubią dużo mówić o pomaganiu, gorzej z praktyką.

AngelsDream - Pon Paź 22, 2007 13:52

Nisia, nie wiem - zawsze miałam zwierzęta bardziej lub mniej kontaktowe, ale jednak kontaktowe.

[ Dodano: Pon Paź 22, 2007 14:54 ]
Viss, dlatego my tak kochamy Cida. Wierzcie lub nie, ale on był okropny: Viss widziała, jakie toto miało charakterek, potem jeszcze te choroby... Pierwsza znacząca poprawa zachowania nastąpiła, gdy było już pewne na 100%, że Cid zostanie u nas. Druga, gdy wyeliminowaliśmy źródło choroby :)

Anonymous - Pon Paź 22, 2007 13:55

Już odpowiadam na zarzuty:Nie znacie mnie i nie wiecie choć jnie jest to do sprawdzenia czy tak było,ale nie byliście jak z przejechanym na pół kotem jechałam doweta i otrzymałam od niego naganę,że naraża siebie i jego na wściekliznę,nie byliście jak musiałam włożyć but między drzwi gabinetu bo wet niechciał przyjąć małego chorego kotka.Nie wiecie,ze wet,który obawia się leczyć gryzonie bo boi się im zaszkodzić za darmo pomaga moim bezdomnym kotom,ale są pewne granice i leczenie zwierząt za wszelką cenę jest chyba bez sensu.Nie czytaliście też moich postów a tam pisałam o mojej Miki,która stara i chora spała ze mną bo taki był jej wybór i nie przeszkadzało mi to mimo,że w mojej pościeli były jej kupki.To nie wy nie przesypialiście nocy tylko ja,bo słuchałam jej oddechu i powolnego odchodzenia.W końcu musiałam ją uśpić a ona jeszcze w tym ostatnim momencie położyła misię pod bluzką zupełnie jakby na moim sercu.Ja naprawdę kocham zwierzęta,ale czasami lecząc je za wszelką cenę wydajemy pieniądze nabijając kasę wetom.
Nisia - Pon Paź 22, 2007 13:56

AngelsDream, bo wiesz, ostatnio miałam podobną rozmowę z miłośnikami patyczaków. I dostałam zjebkę, że jestem nieczuła, bo nie chcę 3 razy w tygodniu ganiac gdzieś do lasu po jeżynę spod śniegu, tylko daję zielsko z marketu. Bo one na tym zielsku będą wolniej rosły i w ogóle.
No i zastanawiałam się, czy ja jestem jakaś nieczuła. Bo dla mnie w przypadku patyczaków ważne jest, aby jadły, miały wilgotno i żyły. W jakim tempie - ich sprawa.
I dlatego ciekawa jestem jak inni, w tym Ty, podchodzą do patyczaka. Robala bez centralnego układu nerwowego. Co cały dzień "medytuje" lub je.

Dziobak - Pon Paź 22, 2007 13:57

Ewa K napisał/a:
Nie znacie mnie i nie wiecie choć jnie jest to do sprawdzenia czy tak było,ale nie byliście jak z przejechanym na pół kotem jechałam doweta i otrzymałam od niego naganę,że naraża siebie i jego na wściekliznę,nie byliście jak musiałam włożyć but między drzwi gabinetu bo wet niechciał przyjąć małego chorego kotka.Nie wiecie,ze wet,który obawia się leczyć gryzonie bo boi się im zaszkodzić za darmo pomaga moim bezdomnym kotom,ale są pewne granice i leczenie zwierząt za wszelką cenę jest chyba bez sensu.

Wiemy tyle, ile nam napisałaś, więc o co te żale?

Ewa K napisał/a:
o nie wy nie przesypialiście nocy tylko ja,bo słuchałam jej oddechu i powolnego odchodzenia.W końcu musiałam ją uśpić a ona jeszcze w tym ostatnim momencie położyła misię pod bluzką zupełnie jakby na moim sercu.

Wyobraź sobie, że mieliśmy kilkanaście umierających szczurów i zarwaliśmy naprawdę wiele nocy. Nie będę pisał ile poświęciła dla szczurów moja dziewczyna, bo i po co, to chyba nie licytacja...

AngelsDream - Pon Paź 22, 2007 13:59

Ewa K, a ty nie przeczytałaś [ale mam nadzieję, że przeczytasz] naszych postów, gdzie przynajmniej ja wyraźnie napisałam, że leczy się tak długo dopóki to ma sens i samo zwierzę reaguje na leczenie. To raz. Dwa - co do kota z wypadku: niestety częściowo weterynarz miał rację. W takich momentach przydaje się dobrze wyposażona apteczka samochodowa i rękawiczki jednorazowe, na które można założyć jeszcze robocze - później do utylizacji. Piszę tak, bo zostałam przeszkolona jako ratownik drogowy i pierwsza zasada brzmi: Nie narażać swojego życia, nie szkodzić poszkodowanemu. Odwaga - tak. Myślenie - tym bardziej tak.

[ Dodano: Pon Paź 22, 2007 15:02 ]
A co do patyczaków wyjście pośrednie: zasadzić roślinkę, którą mają jeść w domu :D

Anonymous - Pon Paź 22, 2007 14:05

Przepraszam za błedy,ale bardzo się śpieszyłam z odpowiedzią na wasze zarzuty.Z moją Mimi boję się iść do weta,jestem z tym,który ma serce dla zwierząt\choć może nie zawsze umie im pomóc tak fachowo jak wy/w telefonicznym kontakcie i póki co to podaję scanomune zamiennie z echinaceą,bo mimo iż wydaje jakieś przedziwne dżwięki to humor i apetyt ma.Wet uważa,że na razie nie mam nic robić.Jak więc widzicie koszty nie odgrywają mimo moich poglądów aż tak dużej roli bo scanomune ksztowało mnie 90 zł\kupiłam całe opakowanie nie było mniejszych\.Sami oceńcie czy na prawdę jestem aż taką wielką egoistką.Chciałam postem moim zwrócić wam po prostu uwagę,że nie wokół tylko sczurków świat się toczy.
Nisia - Pon Paź 22, 2007 14:05

AngelsDream napisał/a:
Dwa - co do kota z wypadku: niestety częściowo weterynarz miał rację. W takich momentach przydaje się dobrze wyposażona apteczka samochodowa i rękawiczki jednorazowe, na które można założyć jeszcze robocze - później do utylizacji.

Tak, ale weterynarz powinien kotu pomóc (np. uśpić).
Ostatnio jak byłam u weta, łapałyśmy z Palatiną i jej siostrą gołębia. Miał połamane skrzydło, ledwo się ruszał. Zaniosłyśmy do Oazy (wszystkie tam szłyśmy). Okazało się, że miał martwicę i uratować go mogła tylko amputacja skrzydła. Żadna się nie garnęła do trzymania w domu bezskrzydłego gołębia, więc musiał być uśpiony (zawsze lepiej tak, niż umrzeć na sepsę, która mu groziła).
Ale nawet wtedy my nie dotykałyśmy gołębia, wetka bardzo delikatnie i więcej narzędziami niż palcami, potem wszystkie umyłyśmy ręce Manusanem, a kurtka, w której był gołąb, poszła do prania.
Więc lekarz powinien pomóc kotu - ale z zachowaniem środków ostrożności.

[ Dodano: Pon Paź 22, 2007 15:06 ]
AngelsDream napisał/a:
A co do patyczaków wyjście pośrednie: zasadzić roślinkę, którą mają jeść w domu

Nie takie proste, podobno trzykrotka jest równie odżywcza jak melisa w doniczce z marketu - czyli mało odżywcza.

Anonymous - Pon Paź 22, 2007 14:22

AngelsDream a skąd wziąć rękawiczki to nie ja potrąciłam tego kota,wysiadałam z tramwaju,rękawiczek przy sobie nie noszę.Właśnie to chyba na waszym forum ktoś cytował,że czasami dla zwierzęcia trzeba być człowiekiem \przepraszam jeśli pomyliłam\chodiło o usypianie.Zgadzam się i czytałam te posty w których mowa o długości sensu leczenia,ale bałam się,że może zmieniliście zdanie,że taka była "grożna"reakcja na mój post.Wracając do kota to nawet nie miałam przez co go chwycić,poplamił mi też kurtkę,to może jednak powinnam być "egoistką" i w tym wypadku myśleć o sobie? kota może trzeba było zostawić jak inni?Nawiasem mówiąc dopiero kolejne moje telefony do weta z sercem o którym pisałam spowodowały,że biedne kocisko zostało wreszcie zbadane i uśpione.Wiem,że można dzwonić do służb miejskich,albo do schroniska,ale na ich przyjazd czeka się nieraz cały dzień też tego doświadczyłam jeżdżąc z chorymi kociakami podwórzowymi/szybciej dojechałam ja niż oni/najczęściej mówili,że nie mają akurat samochodu.
AngelsDream - Pon Paź 22, 2007 14:29

Ewa K, jak nie ma rękawiczek, to już trudno, ale ryzykujesz na własne odpowiedzialność... Co do lecznic, to niestety spora część boi się o swój wizerunek i nie tylko, że dzikiemu zwierzęciu nie pomoże, to i domowe chore odeśle... Co do scanomune jeszcze, to rada na przyszłość: tańszy i bardziej wydajny jest beta glukan ludzki :) A działa tak samo :D
PALATINA - Pon Paź 22, 2007 14:37

W przypadku kota, to i ja się spotkałam niestety z taka samą reakcję weta. Co prawda nie ja przyszłam z kotem, ale moja koleżanka (studentka wet.).
Wet na uczelni zrobił jej awanturę, że naraża siebie i jego na zarażenie wścieklizną (bo może kto wściekły, a może nie). :? :evil:



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group