Leczenie - Stan poważny. Prośba o rady
ann_dalley - Pon Kwi 01, 2019 14:33 Temat postu: Stan poważny. Prośba o rady Witam wszystkich użytkowników forum.
Zakładam nowy temat, bo nie znalazłam nigdzie podobnego przypadku. Proszę o przeniesienie w odpowiednie miejsce w razie potrzeby.
Szczurzyca ma półtora roku. Do niedawna żyła w stadzie 4 samic. 2 ogony są w jej wieku, jedna ma niecały rok.
Problem zaczął się w ciągu jednej nocy. Wieczorem przy karmieniu jeszcze wszystko było ok.
Następnego dnia rano przy wypuszczaniu bab na wybieg - ona nie wstała, żeby się przywitać. Leżała odwrócona do mnie przysłowiowym "tyłkiem" w sputniku. Sięgnęłam po nią, żeby dołączyć ją do stadka - wtedy to zobaczyłam. Oko wybałuszone, już lekko zamglone, nie mogła zamknąć powieki. Wyglądało to strasznie.
Początkowo podejrzewałam (choć wydawało mi się to mało prawdopodobne) że mogła się mocno uderzyć, chociaż nie było ani krwi, ani porfiryny. Znalazłam tego samego dnia lecznicę, która zgodziła się obejrzeć małą. Wstępnie dostała 3 diagnozy - guz przysadki, ropień otorbiony lub ropień rozlany za gałką oczną - który ją właśnie tak wypchnął.
Dostała 3 zastrzyki z antybiotyków i środków przeciwzapalnych i umówiłam ją na następny dzień na zabieg, który miał wszystko wyjaśnić.
Oko było już do usunięcia - pomimo, że całą noc przy niej byłam i nawilżałam jej co pół godziny gałkę oczną solą fizjologiczną.
Szczurzynka przeszłą operację dzielnie.
I zaczęły się problemy.
Podczas operacji kazało się, że ropień był "od zęba", zęby trzonowe po tej stronie zostały usunięte. Okazało się, że ze szczęki zrobiła się przetoka do oczodołu, ropa wypchnęła jej gałkę oczną. Torbiel była rozlana, z podejrzeniem zakażenia bakteryjnego do kości czaszki.
Wszystko zostało wyczyszczone, zaszyto jej w pyszczku gąbkę z antybiotykami (tak to zrozumiałam), rana po oku została zaszyta.
Pobrano jej wymaz do posiewu, na który trzeba było czekać tydzień. Do tego czasu pani doktor dała mi antybiotyki, środki przeciwbólowe i środek przeciwzapalny do podawania dopyszcznie. Miałam obserwować i wąchać ranę (każdy kto miał raz styczność z ropniem wie jak on "pachnie")
Dziewczyna jadła niechętnie, ale jadła. Kupiłam nutridrinki, generalnie nic twardego nie wchodziło w grę... Dwa dni później zobaczyłam, że ma spuchniętą stronę pyszczka po stronie oka po operacji. Nacisnęłam ją leciutko, żeby zobaczyć, czy to coś twardego, czy ją boli. Z pomiędzy szwów na oku trysnął strumień ropy. Żółtej, brzydko pachnącej. Biegiem z powrotem do weta.
Otworzyli jej pod narkozą ranę, wyczyścili. Została z oczodołem zaszytym na 1 szew. Codziennie jeździłam z nią na czyszczenie pod narkozą (mają tam narkozę wziewną). Po 2 dniach zrezygnowaliśmy z szycia, bo było bez sensu przy czyszczeniu. Przez pozostałe 3 dni codziennie była pod narkozą, codziennie miała czyszczoną ranę. W końcu przyszły wyniki posiewu, a wraz z nią zmiana antybiotyków.
Oko samoistnie się goiło, zrezygnowaliśmy z szycia. Następna wizyta miała być za tydzień. Na oczodole powstał gruby strup, wydawało mi się, że jest lepiej. Mała lepiej się czuła, jadła. Podgryzła trochę słonecznika, dyni, generalnie smakołyków, które normalnie ograniczam. Trzymała wagę. Po dwóch dniach strup jakby lekko zaczął odstawać, ale tak minimalnie.
Nie pachniał brzydko, myślałam, że tak przebiega proces gojenia, tkanka wokół była żywa, czasem minimalnie było widać krew, ale weterynarz powiedziała, że tak może być przy gojeniu . Następnego dnia - odstawał niemal 0,5 cm, a pod nim znajdowała się biało-żółta grudkowata masa. Mała zaczęła w tym grzebać, rozdrapywać. Znowu pędem do weta.
Utworzył się tam włókniak. I znowu czyszczenie, otwieranie, sprawdzanie. Dostałam nową porcję leków, ranę z powrotem otwarto. Następny tydzień był ok, dostawała leki, przemywałam jej ranę octeniseptem (jak z resztą przez cały okres po operacji). Była na kontroli. Strup, który się jej zrobił był bardzo duży, większy niż jej drugie oczko, ale pani doktor to obejrzała i powiedziała, że to "zdrowy" strup i nie ma się czym martwić. Zeszłyśmy z jednego antybiotyku, był plan, żeby za 10 dni zakończyć leczenie. To było w ten piątek.
Sobota i niedziela do południa upłynęły spokojnie. Byłam szczęśliwa, bo zaczęła jeść ziarenka (po takiej operacji to kluczowe). Rwała się do wyjścia z klatki, latała po łóżku i wszystko było w porządku ). Niedziela wieczór wracam do domu (byłam poza miastem) Szczurzyca jakaś inna...
Dałam jej leki, ale była strasznie osowiała. Myślałam, że tak ją boli rana. Dałam jej przeciwbóle. Nic. Nastroszona, w gorszym nastroju, bez chęci do życia... I wtedy, zauważyłam, że ciężko oddycha. Całe boki jej pracowały przy każdym oddechu. Byłam w takim szoku, że nie mogłam w to uwierzyć. Mała jest oddzielona od stada, w osobnym pokoju.
Nie otwieram tam okien,bo się boję, ale drzwi ma otwarte leży na ręcznikach - codziennie je wymieniam. Nie używam u niej żadnej ściółki. Dostaje probiotyki, antybiotyki, nutri, witaminy...ma ciepło, ma sucho, czysto... Uprosiłam wizytę u weta. Zapalenie płuc.
Jest w złym stanie. Rana w oczodole wcale się jeszcze nie wygoiła, a jeszcze doszło to. Jestem załamana. Jak ją zmuszę, to coś tam poliże do jedzenia, ale sprawia jej to problem.
Dostała steryd, 2 jakieś leki (wetka mi nie powiedziała jakie) małą tyle już wywalczyła. Popłakałam się w gabinecie jak weterynarz postawiła mi taką diagnozę... Jak mogę jej pomóc w takim stanie? Ona walczy cały czas... Poprosiłam moją weterynarz, żeby była ze mną szczera i jeśli nie da się pomóc małej - niech mi powie. Ona stwierdziła, że jeszcze walczymy i że szczury są twarde. Widzę po Misi (Misia - moja szczurzynka) że się jeszcze nie poddała. Ale nie mogę na to patrzeć.
Chciałabym, żeby łatwiej jej było oddychać, ale nie wiem co mam zrobić, macie jakieś rady? Czytałam o inhalacjach, ale boję się o ranę w oczodole (tam cały czas jest strup, podkrwawia, nie jest bliski wyleczeniu. Wizytę mam na środę, ale serce mi się kraje jak na to patrzę.
Czy mogę coś dla niej zrobić, żeby było jej lżej oddychać? Już tyle przeszła, jest taka dzielna. Po zastrzykach miała martwicę w 4 miejscach - ledwo co jej wyleczyliśmy, a dziś dostała 3 następne zastrzyki.. Reaguje na otoczenie, nie zatacza się, siedzi w sputniku, ale jak do niej idę to wychodzi. Jest na lekach przeciwbólowych, leku przeciwzapalnym, dwóch antybiotykach jakimś leku pobudzającym odporność i probiotyku. Nie chce jeść... Nie chce pić ( w ogóle w tej osobnej klatce gardziła od początku poidłem )
Na razie nie schudła. Waży 310g od początku choroby. (Nigdy nie była duża) Macie jakieś sprawdzone "przysmaki", które mogłabym jej dawać, żeby trzymała wagę (masła orzechowego nie znosi )
Przepraszam za tak długi post, ale musiałam się chyba wygadać. Jeśli macie dla mnie jakieś rady - piszcie śmiało. Pozdrawiam ciepło i trzymajcie kciuki za Misię
Senthe - Pon Kwi 01, 2019 20:06
ann_dalley, wow, co za walka.
Jeżeli ma problemy z oddychaniem, to najlepiej, żeby poleżała przez chociaż jeden dzień u weta pod tlenem. Jest to na pewno stres, ale byłoby jej lżej.
Do karmienia przy chorobie najlepsza jest kaszka dla dzieci Sinlac (do kupienia w marketach, rozrobiona na wodzie) i mięsna papka ratunkowa Royal Canin Convalescence.
angelus - Pon Kwi 01, 2019 20:53
ann_dalley, o rety!
Dzielna szczura nie ma co! Wiadomo czemu ta ropa ciągle się odnawia? Może być nowotwór kości, warto by RTG cyknąć, jak się problemy z oddychaniem uspokoją.
Co do oddychania to na pewno upewnij sie, że powietrze jest wilgotne, jak masz nawilżacz to włącz, jak nie to chociaż jakieś mokre szmatki rozwieś w pokoju.
Do dokarmiania sinlac to faktycznie numer jeden. (Convalescence, żaden z moich szczurów nigdy nie chciał jeść, ale też warto spróbować, bo to jest jeszcze bardziej kaloryczne)
Z domowych rzeczy mogę polecić żółtko jaka (można utrzeć z masłem, żeby było łatwiej jeść)
Tak samo gotowany ziemniak, również utarty z masłem żeby było więcej kalorii.
Ogólnie warto próbować wszystkiego bo chore szczury często mają humory jedzeniowe. raz może jeść sinlac raz nie, więc trzeba zmieniać i kombinować. Jedzonko najlepiej podsuwać na palcu pod nos.
Trzymam kciuki
Niwka - Pon Kwi 01, 2019 23:51
Senthe napisał/a: | Jeżeli ma problemy z oddychaniem, to najlepiej, żeby poleżała przez chociaż jeden dzień u weta pod tlenem. | Tak. Koncentrator tlenu można też wypożyczyć w sklepie medycznym do domu. Tylko musi być bardzo długi wężyk, 10 metrów albo i więcej (kupujesz). Jedną końcówkę z tlenem wkładasz do klatki, a sam hałasujący sprzęt musi stać za zamkniętymi drzwiami w drugim pomieszczeniu, żeby jej nie straszyć. To jest proste w obsłudze. W Warszawie wypożyczałam za 120 zł/miesiąc, można też taniej na tydzień.
Jest też lek ułatwiający oddychanie: Theospirex, rozkurcza oskrzela. Poproś weta. Tylko u was doustnie nie wziewnie!
Obie jesteście bardzo dzielne - i Ty i Misia.
ann_dalley - Wto Kwi 02, 2019 01:33
Witam ponownie
Mała dalej walczy. Dziękuję wszystkim za dobre rady Ziemniak z masłem wygrał wszystko, je niechętnie - ale je ( z resztą miałyśmy poważną rozmowę na temat tego, że musi jeść i żyć ) porozkładałam jej wokół klatki miseczki z parującą wodą, maleństwo od razu podbiegło i teraz robi sobie sama "inhalację". Na jutro mamy załatwiony nawilżacz powietrza - taki dość profesjonalny Mała jest i żyje i walczy, a ja razem z nią. Jest cały czas pod opieką. Odezwę się do Was w środę, zobaczymy co wet powie. Pozdrawiam gorąco
angelus - Wto Kwi 02, 2019 07:41
ann_dalley, Świetnie! Bardzo się cieszę!
Mała musi coś jeść żeby mieć silę do walki. Dobrze, że chociaż ziemniak działa!
Kombinuj dalej z jedzeniem, w takich momentach nie ma znaczenia co będzie jadła, ważne tylko żeby dostarczała kalorie do organizmu.
Cały czas trzymam kciuki!
Nie poddawajcie się!
ann_dalley - Wto Kwi 02, 2019 10:23
Misia niestety czuje się gorzej. Nie chce jeść, nie pije. Jest teraz w lecznicy w inkubatorze pod tlenem. Zostaje tam do jutra, to dla niej decydująca doba.
angelus - Wto Kwi 02, 2019 11:03
ann_dalley, mogę tylko trzymać kciuki.
Dobrze, że może zostać w lecznicy, tam dostanie najlepszą opiekę.
ann_dalley - Wto Kwi 09, 2019 21:14
Dobry wieczór
Dziękuję wszystkim, którzy trzymali kciuki za Misię. Jestem Wam winna zakończenie tej historii.
Kiedy ostatnio pisałam - moja mała szczurzynka oddychała bardzo źle. Była maksymalny czas pod tlenem (12h) nie poprawiło się w prawie wcale. Ale przeżyła tamtą noc. Dostała nowy (piąty z kolei ) antybiotyk i musiała iść do domu. Do mnie. Załatwiliśmy jej profesjonalny nawilżacz powietrza (brat chłopaka przywiózł od siebie). Przez te dwa dni jeździłam z nią pod tlen, na kroplówki podskórne, zastrzyki. Mała nie chciała jeść przez ten cały czas.. Do tego momentu schudła już 50g ( z 300-310 na 250) Na moje własne ryzyko postanowiłam nakarmić ją glukozą ze strzykawki (bez igły oczywiście) na siłę. Rozlała mi się na spodnie. Szczurka leżała na trzech termoforach, bo traciła temperaturę. Czasem sposobem udało mi się coś jej wmusić, ale było tego bardzo mało. Ze mną na zmianę był przy niej mój chłopak. Dolewał jej ciepłej wody do termoforów, starał się ją karmić z palca. Byliśmy z nią 24h na dobę, wzięliśmy na ten czas urlop na zmianę. Walczyła już 4 dni. W międzyczasie pod strupem na oku pojawiła się krew. Sporo Strup był naderwany do połowy. W sobotę rano zawiozłam ją do lecznicy. Pani weterynarz nie dawała nam nadziei. Szczurcia była antybiotykooporna po tych wszystkich lekach. Wetka dała jej leki ostatniej szansy - tak to nazwała. Pokazaliśmy się 12h później - pogorszenie. Pożegnaliśmy się z nią w sobotę po południu. Pod strupem była wyleczona skóra, blizna gdyby nie te płuca - byłaby zdrowa Przedłużyliśmy jej życie o ponad 2 miesiące. Półtora z tego było praktycznie normalne. Nie żałujemy ani sekundy - było warto.
angelus - Wto Kwi 09, 2019 21:20
ann_dalley, Bardzo mi przykro.
Zawsze warto próbować ratować szczurka ,a Wy bardzo dzielnie walczyliście.
Trzymaj się!
|
|
|