To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Alloszczur
Forum dyskusyjne Alloszczur - forum miłośników szczurów

O szczurach ogólnie - Szczur odchodzi(umiera)

fatamorgana - Pią Cze 20, 2014 02:35
Temat postu: Szczur odchodzi(umiera)
Przede wszystkim pozwolić sobie na płacz i smutek.
Większość ludzi nas nie zrozumie,nie próbujmy tłumaczyć.
Porozmawiać z osobą zaszczurzoną(osobiście lub wirtualnie)
Zająć się pracą,szkołą,dziećmi,innymi zwierzakami.
Mnie osobiście najbardziej pomaga wygadanie się,co mi leży na sercu i płacz.
Napiszcie jak sobie radzicie w takiej sytuacji,może komuś to pomoże.

Szczurówka - Pią Cze 20, 2014 09:32

Cytat:
Większość ludzi nas nie zrozumie,

Np. ja kiedy płakałam po śmierci mojego byłego tymczasa który umarł już w DS, to brat się na mnie darł że mam przestać wyć, podobnie było z szynszylą

wilczek777 - Pią Cze 20, 2014 12:59

Ja sobie średnio radzę z śmiercią moich ogonków zwłaszcza, że nie odchodzą na "starość" tylko na wszelkie choroby świata i mam poczucie, że przecież mogły być dalej ze mną...
Żałobę trzeba przetrać bo to naturalna sprawa ale nie można w niej tkwić. Trzeba się pogodzić, żyć dalej bo reszta ogonków nas potrzebuje.

Mao - Pią Cze 20, 2014 15:04

Yep, chyba ta reszta ogonów motywuje najbardziej do ogarnięcia się.

Są szczury, które jestem w stanie pożegnać po żołniersku, spokojnie. Nie dlatego, że mniejsza więź, ale np. dlatego, że długo chorowały i weszły w taki etap choroby, że ich męka byłaby nie do zniesienia dla mnie lub dla nich, lub lada dzień w takie stadium by weszły.
Jest parę szczurów, których do dziś nie mogę przeboleć, mimo upływu czasu. Raz zdarzyło się, że z martwym szczurem stałam na środku pokoju i głośno ryczałam jak dzieciak, chociaż płaczę bardzo mało i najlepiej, by nikt nie widział i nie słyszał. Z bezsilności, bo nawet mając świadomość niebezpieczeństwa nie mogłabym mu zaradzić.
Boli. Pomaga wsparcie innych szczurarzy, pomaga stworzenie ładnego wątku pożegnalnego i czas, ale czasem się zastanawiam i pluję sobie w brodę, że tamto mogłam zrobić lepiej, a jakbym tego nie zlekceważyła lub bardziej uważała, to by żył.
Na szczęście na jednym takim szczurze uczę się opieki nad każdym kolejnym.

Oluś - Pią Cze 20, 2014 19:44

Każda śmierć zostawia ogromną dziurę w sercu, zwłaszcza kiedy odchodzi ten ukochany szczur, lub kiedy odchodzi kilka w krótkim czasie. Tak jak dziewczyny piszą, trzeba się trzymać dla pozostałych członków stada, bo one też w jakiś sposób przeżywają żałobę.

Mi potrzeba przede wszystkim czasu.
Wątek pożegnalny to też dobra rzecz, choć nie zawsze wychodzi tak jakbym chciała.
I najważniejsze: wsparcie innych szczurniętych, czy to na forum czy w prywatnych rozmowach. Zwłaszcza na "świeżo", zaraz po stracie. Człowiek nie czuje się sam.
Kiedy ból mija, przychodzą wspomnienia tych dobrych chwil.

fatamorgana - Pią Cze 20, 2014 23:20

Po utracie pierwszego szczurka ryczałam chyba ze dwa tygodnie.Nie mogłam się pogodzić z tym,że był z nami tak krótko.Wtedy jeszcze nie miałam możliwości pogadania o tym z zaszczurzonymi.Domownicy niby rozumieli,ale widziałam miny-ileż można.
Najbardziej mnie bolą nagłe odejścia,niespodziewane.Typu,szczur sobie chodzi,biega a za chwilę go nie ma.Ot tak.Wtedy ryczę jak opętana.
A propo niezrozumienia innych ludzi napiszę pózniej,bo miałam jedną taką sytuację, która mocno wryła mi się w pamięć.

Layla - Pon Cze 23, 2014 07:58

Mimo że mam szczury, nie przeżywam mocno ich śmierci. Tzn. jest mi przykro, chwilę sobie popłaczę, ale nie mam żadnej dziury w sercu, ot, miłe wspomnienia. Nie jest tak, że ich nie kocham, ale nie jest też tak, że mam depresję bo mi szczur umarł. Natomiast zawsze strzelam sobie drinka/piwo po takim odejściu. Oczywiście rozumiem, że inni mogą mieć inaczej ;) Spotkałam się za to z reakcją, że nie obchodzą mnie szczury, bo np. w dniu śmierci szczura wyszłam do klubu (tak jakby to, że nie pójdę do klubu, w czymkolwiek pomogło).
smeg - Pon Cze 23, 2014 10:13

Layla napisał/a:
Spotkałam się za to z reakcją, że nie obchodzą mnie szczury, bo np. w dniu śmierci szczura wyszłam do klubu (tak jakby to, że nie pójdę do klubu, w czymkolwiek pomogło).

Też raz w dniu śmierci szczura wyszłam do klubu, tzn. w dniu pogrzebu - razem ze znajomymi poszliśmy go pochować, wieczorowo ubrani, były kwiatki i mowa pogrzebowa. A potem poszliśmy do klubu na stypę ;)

Trochę się uodporniłam już na śmierć szczurów, te pierwsze przeżywałam bardzo, teraz dużo łatwiej przychodzi mi żegnanie staruszków po długiej chorobie. Nadal przeżywam nagłe, niespodziewane odejścia, ale też tylko przez chwilę.

Najgorsza była dla mnie śmierć małej 6-tygodniowej Gai, zagryzionej przez mojego innego szczura podczas łączenia - upiłam się wtedy strasznie i przepłakałam pół nocy.

Ninek - Pon Cze 23, 2014 15:11

Layla napisał/a:
Mimo że mam szczury, nie przeżywam mocno ich śmierci. Tzn. jest mi przykro, chwilę sobie popłaczę, ale nie mam żadnej dziury w sercu, ot, miłe wspomnienia. Nie jest tak, że ich nie kocham, ale nie jest też tak, że mam depresję bo mi szczur umarł.

U mnie podobnie aczkolwiek płakanie mi się nie zdarza. Ewentualnie przy tych wyjątkowych szczurach, jeśli umierają nagle. Jeśli szczur choruje to zanim umrze jestem z tym kompletnie pogodzona.
Początkowo było inaczej ale z czasem się uodporniłam. Teraz nawet przy usypianiu nie płaczę a kiedyś trudno się było powstrzymać.

smeg - Pon Cze 23, 2014 15:45

Ninek napisał/a:
Początkowo było inaczej ale z czasem się uodporniłam. Teraz nawet przy usypianiu nie płaczę a kiedyś trudno się było powstrzymać.

Też tak mam, aż mi czasem głupio przed weterynarzami, bo czasem są bardziej zdołowani niż ja.

Layla - Pon Cze 23, 2014 15:56

smeg napisał/a:
Też tak mam, aż mi czasem głupio przed weterynarzami, bo czasem są bardziej zdołowani niż ja.
Ja raz uspokajałam weterynarza ;)
Ninek - Pon Cze 23, 2014 20:40

Layla napisał/a:
smeg napisał/a:
Też tak mam, aż mi czasem głupio przed weterynarzami, bo czasem są bardziej zdołowani niż ja.
Ja raz uspokajałam weterynarza ;)

No bo to się chyba inaczej nie da, jak się ma szczury dłużej. Gdybym miała histerycznie przeżywać każdą śmierć szczura to już dawno bym się leczyła psychiatrycznie, co najmniej z depresji.

karola - Pon Cze 23, 2014 20:43

smeg napisał/a:
bo czasem są bardziej zdołowani niż ja
Przy usypianiu Tiril płakałam jak bóbr. Wetka popatrzyła na mnie i też w płacz. Okazało się, że Tiril była tego dnia 3 usypianym przez nią szczurem i nie dała rady.
fatamorgana - Pon Cze 23, 2014 21:55

przypomniałyście mi o usypianiu szczura.No cóż,płaczę.Ale po wyjściu z gabinetu uspokajam się i wyrównuje oddech.Potem wyżalę się komuś i wypijam jakiegoś drinka czy cuś.
Mao - Pon Cze 23, 2014 22:12

Ja napad histerii i głośnego płaczu miałam tylko raz. Usypiając, nie jestem w stanie powstrzymać łez, ale nie szlocham, nie płaczę jakoś tak "typowo". Poza sytuacjami, kiedy naprawdę śmierć mną wstrząśnie (2, może 3 razy się tak zdarzyło), mam podobnie jak Layla. Co prawda nie chodzę do klubów, bo jakoś nie umiem sobie w taki czy inny sposób poimprezować (jednak każde odejście szczura jest dla mnie zbyt smutne, nawet jeśli nie płaczę), ale chętnie wypiję - za spokój duszy, można powiedzieć ;)

Mnie najczęściej śmierć gniewa, zwłaszcza, gdy w grę wchodzi eutanazja. Niesamowicie działa mi na nerwy fakt, że albo gdzieś nawaliłam, albo co prawda nie nawaliłam, ale nie umiem pomóc. W moim przypadku ta wściekłość z bezsilności jest najgorsza.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group