To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Alloszczur
Forum dyskusyjne Alloszczur - forum miłośników szczurów

Leczenie - Eutanazja

Rysiaczek - Pią Kwi 10, 2009 13:54

Ja właśnie muszę podjąć tą najtrudniejszą decyzję ...
Elda ma 2 lata i 8 miesięcy, ma wielkiego guza około wielkości jajka nad prawą, tylną łapą. Łapka już od pewnego czasu jest bezwładna, druga tylna też słabo działa. Czasem się przewraca. Lewe oczko oślepło, malutka chrumka przy oddychaniu. Schudła, czuć wszystkie kostki. Ostatnio je tylko jogurt i liźnie gerbera. Nie wiem czy bardzo ją boli. Już nic nie wiem. To takie trudne ...

H. - Pią Maj 01, 2009 12:02

Własnie czytam ten temat i ja juz sama nic nie wiem ... Alusia juz sama nie je, nie chodzi, ale chce zyc, ciagnie ze strzykawki, reaguje, troszke sie rusza ... ale ma juz tyle tych guzow, sączy się jej jakaś ropa .. chyba ja to boli, cierpi ... I nie wiem, czy dac jej tutaj z nami zyc, czy tego chce, czy tez odlaczyc ja juz od tego schorowanego cialka i puscic do dziewczyn ... nie wiem czy ono jest juz 'dostatecznie' schorowane ...

W jakich momentach decydowaliście się na usypianie szczurka?

Anonymous - Pią Maj 01, 2009 12:46

Hally napisał/a:
ja to boli, cierpi
dla mnie odpowiedzią na twoje wątpliwości jest ten cytat. Dodatkowo nie je już sama. Organizm się powoli wyłącza.
Ja wyznaję zasadę "lepiej dzień za wcześnie, niż minutę za późno" i choć nikogo do tego przekonywać nie zamierzam, to w sytuacji kiedy szczur cierpi nigdy bym nie czekała. Zresztą, na co?

H. - Pią Maj 01, 2009 12:53

No właśnie, na co, poprawy znaczącej już nigdy nie będzie ... dziś kończy oficjalnie 2 latka i 8 mc ... a moze miec nawet wiecej, bo nie wiem dokladnie.
Tak mi sie wydaje ze ona odczuwa bol .. czesto zgrzyta zebami i pulsuje oczkami. Wetka tez stwierdzila ze ona juz cierpi ...
Chyba po prostu wolalabym zeby Ala sama zdecydowala o swoim odejsciu, bo jezeli tak nie jest, jezeli nie daje nam znac ze to juz czas, to mam watpliwosci .. chyba najgorsze jest to, ze sama musze zadecydowac o jej odejsciu, to najbardziej boli. Mowi sie, ze to z milosci, zeby bylo lepiej ... ale mnie na pewno lepiej nie bedzie ... i nie wiem jak sobie wmowic to, ze jej bedzie ... skoro nie wiem, co bedzie z nia potem ... moge sobie tylko mowic, ze pobiegnie do siostrzyczek, ale ile w tym prawdy? ...
Wydaje mi sie, ze dlatego tak rozmyslam, gdyz nigdy nie jest latwo sie zegnac i chyba szukam sobie przeciw temu jakichs pretekstow ... :cry:
Gdybym chociaz przez kilka sekund mogla poczuc na samej sobie co ona teraz czuje ... tylko to dalo by mi pewnosc, ze robie dobrze.
Widze ze probuje cos sama robic, zyc, ale cialko ja blokuje ... to chyba czas.
;( kwa.

Dziękuję, Viss.

LunacyFringe - Pią Maj 01, 2009 12:55

Zgadzam się z Viss , sama jeszcze pare miesięcy temu musiałam podjąć taką deycjzę. Nie żałuję jej. Może mi się zdawało , ale jak było już po wszystkim to widziałam ulgę na tym małym czarnym pyszczku ... Nie warto, żeby cierpiała :(
Oli - Pią Maj 01, 2009 14:32

Viss napisał/a:
"lepiej dzień za wcześnie, niż minutę za późno"

święte słowa, Filip do końca miał dobry humor, choć ciałko było bardzo zmęczone.

sachmet224 - Sob Maj 23, 2009 09:27

Właściwie nie wiedziałam, gdzie spytać o tę sprawę...Nie mogę założyć nowego wątku, bo dopiero co się zalogowałam, a mam ważną sprawę.
17 dni temu moja Susie oszczurzyła się. Gdy młode skończyły dwa tygodnie , jeden zachorował, leżał osobno raz nawet tak go zaczęło wyginać, że stanął na tylnych łapkach i przewrócił się na bok. Całe ciało miał wtedy wyprężone...ogólnie to wyglądało tak, jakby zdychał i pojechałam z nim w nocy do weta. Już w drodze szczurek zrobił się żwawszy, a na miejscu dostał jakiś zastrzyk (że niby zatrucie pokarmowe to było) Następnego dnia już miał bezwładne tylne nogi, wet powiedział że nie nawet nie ma w nich czucia i ogólnie raczej nie da się nic z tym zrobić. ;( Maluch trzy dni siedzi w klatce, rodzeństwo go akceptuje, on je, czasem pochodzi po klatce (przepraszam ,poczołga się na przednich nogach wlokąc za sobą tylne) i znowu idzie leżeć. Czasami siostra go wylizuje, zdarza się że siedzi przy matce razem z rodzeństwem. Boję się, że takie życie to dla niego wegetacja-nawet pobiegać nie może. Chciałabym wiedzieć, czy trzymanie go przy zyciu ma sens, czy on może być szczęśliwy (na tym zależy mi najbardziej) ewentualnie czy ktoś nie słyszał o jakiejś operacji,która mogłaby mu pomóc ? (pewnie jest bardzo droga, a ja dysponuję tylko 1000 zł. od babci ) Chyba pojadę z nim na Brynów w Katowicach, to jedyne miejsce gdzie mogliby mu pomóc, ale myslę,że już za późno. Nogi już mu usychają. Mały został w tyle jeżeli chodzi o wzrost, a teraz rośnie mu tylko przednia część ciała (niesparaliżowana) . Proszę o opinie, czy mój malutki może być szczęśliwy żyjąc tak, jak żyje ?

Anonymous - Sob Maj 23, 2009 11:07

sachmet224, bardzo wiele zależy od tego z jakiego powodu tak się stało. Być może to zatrucie, ale może też być to jakaś choroba, wada genetyczna, sprawa pourazowa, neurologiczna, jest wiele możliwości a niestety nie wszystkie gwarantują stabilny stan na resztę życia.
Jeżeli jego stan nie będzie się pogarszał, a ze sparaliżowaną częścią nie będzie się działo nic niepokojącego, to myślę, ze może spokojnie żyć. Szczury mają olbrzymią zdolność do asymilacji i dostosowują się bez problemów do warunków zewnętrznych, jak i ograniczeń własnego ciała.
sachmet224 napisał/a:
Nogi już mu usychają.
nie wiem za bardzo co masz na myśli, zwykły bezwład i ubytek mięśni, czy jakieś inne, niepokojące zmiany.

Ja na twoim miejscu poszła bym do jak najlepszego weterynarza, na forum jest dział, w którym znajdziesz tych najlepszych, znających się na szczurach. Wet powinien jak najdokładniej określić co się stało i jakie będę tego następstwa, skutki.

To co mnie by najbardziej martwiło, to fakt, że niedowład nastąpił w tak młodym wieku, ponieważ nie wiadomo jak będzie z rozwojem zdrowej i chorej części ciała, a od tego zależy czy jego życie będzie normalne (na tyle na ile może), czy tylko znośne.

Jeśli wet ci powie, że mogą być problemy z rozwojem, to ja bym go uśpiła. :(

sachmet224 - Sob Maj 23, 2009 13:20

Dzięki za poradę :) Pisząc o usychających nogach miałam na myśli zwykły ubytek mięśni. Ucieszyło mnie zdanie, że młody może się dostosować do sytuacji. Sprawa z nim jest niepewna, jak wyjęłam go dziś z klatki najpierw spokojnie siedział, a potem przewrócił się, brzuch mu się nadął i otworzył pyszczek. Myślałam, że już zdycha ale na szczęście to minęło. Tak czy pojadę z nim do jakiegoś porządnego weta, tak jak zamierzałam. Mam nadzieję, że wszystko się ułoży i że dzisiejszy atak był jednorazowy...Cóż, czas wszystko pokaże
Anonymous - Sob Maj 23, 2009 13:55

sachmet224, ja bym się bardziej zmartwiła tym dzisiejszym atakiem. :( Zdaje się, że może cierpieć (szczury niestety potrafią to dobrze ukrywać, taka ich natura) lub być przewlekle chory. Spiesz się do weta! :(
Oli - Sob Maj 23, 2009 18:19

sachmet224 napisał/a:
Mam nadzieję, że wszystko się ułoży i że dzisiejszy atak był jednorazowy...
to był już drugi atak, więc jest spora szansa na to, że będzie i trzeci i następne. Nie wygląda to dobrze. Idź z nim do weta, szybko.
sachmet224 - Sob Maj 23, 2009 18:28

byłam... i nie umiał określić, co mu jest :( Podał mi adres weta,który lepiej zna się na szczurach, ale tamten wyjechał na wekeend ;( Oby tylko dożył poniedziałku ...
Ma za sobą już trzeci atak, a poza tym zasuwa po klatce na przednich łapach, śpi, pije (wodę i mleko matki) Jedyna poradnia czynna w niedziele specjalizuje się w psach i kotach....Wytrzymaj, maluszku :(
PS. To nie jest tak,że po dwóch atakach faktycznie liczyłam,że więcej nie będzie. Po prostu chciałam się jakoś uspokoić np. wciskaniem sobie kitu (co nie znaczy ,że zamierzałam czekać z wizytą u weta albo zamierzałam sobie prawdziwie wmówić to pocieszajace kłamstwo ) Po prosu bardzo to wszystko przeżywam i zastanawiam się,dlaczego to padło właśnie na mojego maluszka

sachmet224 - Pon Maj 25, 2009 17:47

nie było szans...
Malutki nie żyje ;(

wojak1511 - Śro Lip 08, 2009 22:50
Temat postu: kiedy zadecydować, że to koniec?.....
Moja Szczurzcyca walczy z rakiem. Guz jest ogromny (doszedł do prawie 3cm średnicy) i nieoperacyjny (Szczurzyca w wieku 10msc miala wylew, nie przezyla by operacji). Od ponad miesiąca jest na antybiotykach, lekach przeciw bólowych i sterydach, a guz wciąż rośnie i na dodatek prawie juz zaleczone zapalenie opuszków powróciło razem z nowotworem ze zdwojoną siłą. Są chwile ze nie moge juz na nia patrzeć...najgorsze jest to, że nie wiem napewno czy cierpi az tak by zadecydowac o tym, że to koniec, że nie ma już po co walczyć...Nigdy nie musiałam o czyms takim decydować..moje poprzednie szczurzyce zazwyczaj umieraly smiercią naturalną, a jedna miała wylew i go nie przeżyla..co począć? Niech ktos mi pomoże...
sachma - Śro Lip 08, 2009 23:19

Jeśli szczur je i ma chęć życia to nie ma takiej potrzeby.. Szczury to zwierzęta z ogromną wolą życia.. mój szczur żył z guzem wielkości sporej śliwki w jamie brzusznej - ale w lepsze dni bawił się i ganiał w miarę możliwości z resztą stada.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group