To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Alloszczur
Forum dyskusyjne Alloszczur - forum miłośników szczurów

Leczenie - WSZYSTKO O KASTRACJI (jaka śmiertelność, powikłania,opieka)

Asmena - Czw Cze 23, 2011 22:00

Pixie, to sama zrób kołnierz, dobrze go dopasuj. Jeśli wygryza szwy, to absolutnie nie można go zostawić samemu sobie.
Pixie - Pią Cze 24, 2011 13:30

Asmena, nie muszę mu robić kołnierza. Zaprzestał wyrywania po jednym razie, teraz zostawił to w spokoju. :3
klauduska - Nie Cze 26, 2011 20:09

Tie oprócz potwornego spuchnięcia po kołnierzu, zagoił się pięknie :mrgreen:
Już tydz po zabiegu, widać ZNACZNĄ poprawę charakteru. Jest spokojniejszy, nie drapie tak, jak przedtem, kiedy chcę go wziąć na ręce, nie drze japy i...
:serducho:

Do stada go dam dopiero jak mu całkowicie hormony opadną, bo nie chcę ryzykować, że mu coś odbije i nabierze złych nawyków znowu.

Teraz BARDZO poważnie zastanawiam się nad ciachniętem Tycika. I zastanawiam się czy to aby nie jego powinnam była ciachnąć pierwszego.. :/

blanny - Pon Cze 27, 2011 16:54

Jak to możliwe, że tylko mojemu szczurowi ciachanie nie pomogło! :cry:
Vaco - Pon Cze 27, 2011 17:28

blanny, widocznie problem tkwi w czyms innym :(
blanny - Pon Cze 27, 2011 21:25

Chyba po prostu mam szczura z zaborczym, złośliwym i wrednym charakterem. :roll: Dobrze, że chociaż z Nerem się JAKOŚ dogaduje. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby z żadnym się nie dogadywał.. A tak, ciapa Nero daje sobą 'pomiatać' i jakoś się to kręci..
klauduska - Wto Cze 28, 2011 00:00

daj spokój Blanny, ja po raz kolejny mam ochotę wywalić Tie'a za okno. Ledwo wrócił do pokoju, jest taki sam! Zwiał mi dzisiaj kurna mać i od godziny 18 nie mogę go złapać, żeby go dać do klatki. Totalny idiota. Wbił mi tak pazur w palec u ręki, że mnie tak nachrzania cały opuszek, że ledwo wyrabiam. Cofam wszystkie miłe słowa, które o nim napisałam wcześniej. Mam ochotę zrobić mu stado, on i nikt więcej, bo tylko wtedy zachowuje się normalnie. Tragedia jakaś totalna. Padam na twarz już i od godziny za nim intensywnie latam po pokoju przyczajając się na niego, żeby na niego zarzucić szmatę, bo inaczej nie ma jakichkolwiek szans, żeby go złapać i ciągle nawiewa. Mam wrażenie, że go to super bawi, że ja się już totalnie wściekam na niego. Mam ochotę nigdy więcej już go z klatki nie wypuścić, bo nie mam nerwów znowu do tych codziennych uganianek za tym durnym szczurem.
Oli - Wto Cze 28, 2011 00:02

klauduska, Tie jest chyba krótko po kastracji, prawda? Daj mu czas. Niektórzy potrzebują nawet kilku miesięcy żeby opadły hormony, a czasem może nawet to nie pomóc (vide mój Rasta) i fakt, że jest jaki jest to wynik jego charakteru i czegoś co siedzi mu w głowie, a nie jest wynikiem hormonów z jąder. :-P
klauduska - Wto Cze 28, 2011 00:08

Oli ja wiem, że on dopiero jest tydz po kastracji i to mało, ale no ja mam wrażenie, że tu kastracja NIC nie pomoże. Cały miot to jakieś totalne psychole. Ja już naprawdę nic do niego bym nie miała, niechby on sobie robił zupełnie co chciał, ale matko 2 razy na klatkowanie mógłby mi tę łaskę zrobić i się dać złapać, bo ja NIE chcę mieć wolnożyjącego szczura w pokoju. A dzisiaj będzie już nie wiem która noc, kiedy spędzi ją poza klatką. Ani smakołykiem ani niczym nie da się go zwabić. No krew mnie zalewa. Nie chcę mu dawać wody i żarcia poza klatką, a rano też NIE będę miała czasu go łapać [bo to trwa jak widzisz godzinami]. Ja nie wiem co ja mam z nim robić. Jak stada nie ma i jest na wybiegu w innym pokoju, to jest normalny, wrócił tu i wrócił Tie-Skończony-Debil.
Oli - Wto Cze 28, 2011 00:11

klauduska napisał/a:
Cały miot to jakieś totalne psychole.
bywa i tak, jak już pisałam miot R też był specyficzny pod względem psychiki.

No i może narazie go nie wypuszczaj? Niby dla szczura to zło, ale jest to w tym momencie mniejsze zło, bo ja myślę, że on raczej jest przerażony tymi gonitwami za nim ze szmatą czy kocem niż się dobrze bawi. :wink:

klauduska - Wto Cze 28, 2011 00:16

Ma 2 tyg jeszcze siedzieć sam i bez wybiegów? Serce by mi chyba pękło [tak jak teraz puszczają ostatnie nerwy :roll: ]. Na szczęście jutro przyjeżdża klatka, więc chyba w ogóle wystawię go do innego pokoju i niech sobie tam siedzi sam i rozmyśla dlaczego się tam znalazł ;) .

Taa, nie bawi.. Podbiega do mnie, wskakuje na mnie i ledwo spróbuję wykonać jakiś ruch, już jest na 2. końcu pokoju. Za chwilę wraca i znowu to samo :/ .

Oli - Wto Cze 28, 2011 00:42

klauduska napisał/a:
więc chyba w ogóle wystawię go do innego pokoju i niech sobie tam siedzi sam i rozmyśla dlaczego się tam znalazł ;) .
powinnaś zmienić nastawienie... ;) to tylko zwierzę i ono nie zastanawia się nad konsekwencjami swojej sytuacji, ono myśli tu i teraz. nie odbierze siedzenia w klatce z dala od szczurów jako kary, nie zmieni pod wpływem tego siebie, to nie człowiek. A Tobie, nie powinno się krajać serce, bo naprawdę uganianie się po pokoju za szczurem nie jest dobre ani dla Ciebie, ani dla szczura, który uwierz mi, boi się (jestem tego pewna w 99%). Jeśli będzie siedział sam będziesz mogła go obserwować. Ja miałam kilka szczurów dziwnych, kastrowanych. Pierwszym był Elton - szczur ze słynnej majowej interwencji SPSu. Niekastrowany nie dał się połączyć z moimi chłopakami, wyskakiwał na metr w górę kiedy któryś chciał się do niego zbliżyć, piszczał jak zarzynany jak tylko któryś się na niego popatrzył, wkurzył tym alfę do tego stopnia, że Rysiu (Ci co go znali mogą Ci powiedzieć jaka to była oaza spokoju, jak cudowny i kochany szczur, mój idealny alfa jak do tej pory) wdał się z nim w bójkę, wkroczyłam między nich i od Rycha zarwałam dziaba (mam bliznę do dziś), to było jedyne ugryzienie od Rysia w ciągu całego jego ponad dwuletniego życia, a po samym fakcie wystraszony wyszedł spod łóżka i zaczął mnie lizać po rękach jak go wzięłam. Jednak nie o tym chciałam, Elton został wykastrowany, bo wtedy miałam jeszcze stadko 2 samic z innym kastratem i miałam nadzieję, że się uda. Po 14 dniach od kastracji (zalecany czas oczekiwania by nie zapłodnił samic) spróbowałam ich połączyć i początkowo wydawało mi się, że jest ok, ale nie było. Elton bardzo pragnął bliskości szczurów, ale nie umiał tego jakoś dobrze przekazać, ganiał za samicami, Dziuni rozpruł pół tyłka (była szyta), sterroryzował kastrowanego Gizma i ogólnie była masakra. Oddzieliłam go, każde ze stad się uspokoiło i Elton też się zaczął uspokajać mieszkając sam, ale niestety w ten zły sposób - popadał w depresję. Nie chciał być dotykany przeze mnie (nie uciekał, nie był agresywny, ale odsuwał się i odchodził po prostu), niemal cały czas siedział w jednym miejscu, niewiele jadł. No po prostu to było widać, że jest mi źle. Wtedy jeden jedyny raz podjęłam decyzję, że wezmę na szybko szczura małego właśnie dla Eltona. I błl to strzał w dziesiątkę. Wzięłam Narsila od Zirrael i Elton po połączeniu zmienił się o 180 stopni. Maluch mu się naturalnie poddał, był zafascynowany dużym wujkiem i tego było trzeba Eltonowi, zaopiekował się małym najcudowniej jak tylko mógł (jest z tym nawet związana historia przy której zarówno ja, jak i mój ówczesny TŻ mieliśmy opad szczek do podłogi, a mnie trudno jest zamknąć jadaczkę ;) ale to może kiedy indziej). W każdym razie zmienił się Elton i potem dołączały do stada same małe szczury (niestety musiałam założyć kolejne stado), chociaż do końca życia dla Eltona stado większe niż 4 szczury było dużym obciążeniem psychicznym. Nigdy nie był moim szczurem, właściwie mieliśmy umowę, że ja go nie dotykam bez potrzeby, a on mnie nie gryzie (swego czasu przegryzł mi żyłę, słyszałam charakterystyczne pstryk :? ). Czyli widać, że się da. Jednak miałam też Ojeja - szczura ze sklepu, który najprawdopodobniej miał guza mózgu lub chorobę psychiczną (u zwierząt trudno to stwierdzić). Ojej jako maluch był cudowną niebieską kulką. Niestety w wieku 4 miesięcy już zaczął dojrzewać i to bardzo źle, bo zaczął przejmować brutalnie alfowanie w stadzie (wszystkich sterroryzował). Jak był w tym wieku kastrowany, to wetka (dr Kacprzak) powiedziała, że miał rozwinięte jądra jak co najmniej 6-8 miesięczny samiec. Na chwilę się po tym uspokoił, ale nie na długo. To co wyprawiał mogłabym dłuuugo opisywać - poszatkowane szczurze ogony, moje ręce, przymilanie się jednego dnia do mnie, drugiego atak furii i atakowanie kratek na sam mój widok, zalewanie się maskarycznie porfiryną i i i. W każdym razie kiedy doszło już do tego, że gryzł swoich towarzyszy, nie dawał się z klatki wyjmować (ugryzł TŻa w palec przebijając skórzaną rękawicę ;) ) oddzieliłam go od stada, zamieszkał sam. I nagle zonk, Ojej zaczął wyglądać na zadowolonego. Jadł spokojnie, był czyściutki, nawet śladu porfiryny, wyluzowany leżał na hamaku i nie rzucał się na oślep gryząc kiedy brało się go na ręce (z klatki musiałam nadal go wyjmować spędzając na dół do kuwety i zdejmując całą górę, ale wtedy dawał się bez problemu brać), nawet mu się kilka razy zdarzyło rozmaślić mi na kolanach. I był szczęśliwy. Potem mu się pogorszyło i musiałam go uśpić niestety. Napisałam ten koszmarnie długi wywód po to, żeby Ci nakreślić jak diametralnie różnie mogą zachowywać się kastrowane samce (specjalnie opisałam kundelki żeby mieć lepsze porównanie) i jak ważna jest obserwacja samego osobnika. ;)
Muezzi - Czw Sie 04, 2011 22:47

Dzisiaj wykastrowałam jednego ze swoich szczurków - wydawało się, że jedno z jąder nie zeszło, drugie było powiększone (rozszerzony nasieniowód - coś z nim, w każdym razie, dokładnie nie pamiętam, nie wyglądało to w każdym razie "normalnie" nawet dla laika). Po otworzeniu szczura okazało się, że to jądro, które niby miało być w jamie brzusznej, jest zupełnie niewykształcone i ma 2-3 mm oraz jest mocno związane z innymi narządami (naczynia krwionośne itp.). Weterynarze powiedzieli mi, że usunęli to lekko zmienione jądro, nie podjęli się usunięcia tego niewykształconego ze względu na duże ryzyko uszkodzenia jakichś naczyń (wytłumaczyli mi, że gdyby była to operacja ratująca życie, to próbowaliby, ale w tym przypadku ryzyko samego zabiegu jest o wiele większe niż ryzyko, że coś się z tym jądrem kiedyś stanie). Poleciła też po prostu obserwować szczura przy mizianiu, raz na jakiś czas pomacać czy nic się tam nie powiększa (co i tak robię - jak dotykam szczury zawsze przeprowadzam mini zwiady). Czekając na szczura rozmawiałam z kilkoma osobami w poczekalni (właściciele szczurów i chomików), byli bardzo zadowoleni z pani doktor, ona operowała ich szczury (kastracja - ropomacicze) i zawsze umiała się nimi zająć. No i teraz nie wiem za bardzo co o tym myśleć - z jednej strony przedstawiono mi bardzo rozsądne argumenty i nie wiem czy jest sens "na siłę" operować zdrowego szczura w ramach profilaktyki (kiedy zabieg jest ryzykowny), z drugiej strony zastanawiam się czy nie poszli na "łatwiznę". Może wypowie się ktoś bardziej doświadczony? Bardzo prosiłabym o jakiekolwiek opinie.
blanny - Pią Sie 05, 2011 00:06

Nie jestem może doświadczona, ale uważam, że skoro są tak poważne przeciwwskazania, a kastrowanie szczura to nasze 'widzi-mi-się' (bo zwykle tak jest, bo agresywny, bo coś tam, taki zabieg nie ratuje jego życia czy zdrowia), to lepiej odpuścić. ;) Lepiej odpuścić niż potem się dowiedzieć, że szczur zszedł na stole albo po operacji z naszej winy, bo się upieraliśmy na zabieg pomimo przeciwwskazań. Przynajmniej takie jest moje zdanie. ;)

Ale jak mówiłam, ja nie jestem specjalnie doświadczona, niech wypowie się ktoś mądrzejszy. Może np. susu. :)

AngelsDream - Pią Sie 05, 2011 10:52

blanny, tutaj problem ewentualnie może polegać na tym, że takie jądro w jamie brzusznej, z powodu przegrzania, może przekształcić się w nowotwór. Trudno mi się odnieść, bo jeśli chodzi o wnętrostwo, mam doświadczenie tylko z psami, a w ich przypadku zazwyczaj robi się wszystko, co możliwe, żeby usunąć jądro niezstąpione.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group