Archiwum - Koty vol. II
Layla - Pią Mar 06, 2009 10:51
Bernadeta, to nie znajomi - lecznica ma umowę z TOZem i miastem.
Anonymous - Pią Mar 06, 2009 14:23
w Zielonej Gorze, obok mnie tez tak sterylizuja.
Berna, dla chcacego nic trudnego
A to ze ktos go umyl nie znaczy ze jest zdrowy i ma dom...
Bernadeta - Pią Mar 06, 2009 17:32
katasza napisał/a: | Berna, dla chcacego nic trudnego |
Czyżbyś sugerowała,że mam jechać do Zielonej Góry
Osób chcących zająć się sterylizacją wolnożyjącej kotki-u mnie w Poznaniu na razie brak.
Akurat to tej nie dotyczy bo o niej nie wiem czy nie jest wysterylizowana,ale dotyczyło to kotek poprzednich,słyszałam tylko jedno w słuchawce :teraz nie wykonujemy,ewentualnie może pani porozmawiać z naszym weterynarzem w schronisku,ale kotkę proszę przywieźć i oczywiście potem trzeba ją przetrzymać w domu do wyjęcia szwów.
Fundacja Animals odnośnie sterylizacji tej kotki,powiedziała,że ewentualnie możemy o tym porozmawiać.Skoro jednak wygląda na kotkę czyjąś,więcej w jej sprawie nie pytam.
Mangusta - Pią Mar 06, 2009 17:46
Poznań to nie dwutysięczna mieścina, nie ma tam jednej tylko lecznicy, na pewno są akcje sterylizacyjne, wystarczy się podowiadywać.
Anonymous - Pią Mar 06, 2009 17:59
Bernadeta napisał/a: | Czyżbyś sugerowała,że mam jechać do Zielonej Góry |
nie, sugerowalam, ze skoro w nieduzej Zielonej jest taka opcja sterylizacji to w Poznaniu tym bardziej moznaby taka znalezc.
stad tez napisalam dla chcacego nic trudnego, bo jak ktos chce to sie dowie, podzwoni, popyta, ponamawia i zalatwi.
Bernadeta - Sob Mar 07, 2009 13:52
W tej chwili nie ma o czym mówić,bo nie ma na osiedlu kotek oprócz tej jednej której kotnej nigdy nie widziałam.
Nawet w lecznicach nie orientują się gdzie można wysterylizować kotkę wolnożyjącą,dzwoniłam,pytałam.W końcu zadzwoniłam też do schroniska i wiem,że:
Akcje są zajmuje się tym przeważnie schronisko-kotkę trzeba dowieźć a potem przehotelować u siebie.I nie ma gwarancji,że zostanie wysterylizowana-fundusze są ograniczone,decyduje weterynarz ze schroniska.
Czasem sklepy zoologiczne wywieszają też informację o akcji sterylizacji gdzie się odbywa,ale kotkę trzeba dowieźć i zabrać i obserwować,bo może się okazać,że rana goi się nie tak albo szwy wygryzła itp
Może Fundacja Animals ma lepsze oferty,ale nie było okazji do omówienia,bo proponawali rozważenie tego gdy zostanie załatwiona sprawa kocurka podczas osobistego spotkania.Kotka pewnie jest czyjaś,więc nie będę komuś zwierzęcia....
Co do lecznic,rzeczywiście sporo ich,ale trafić na weta z sercem jeśli chodzi o koty wolnożyjące jest baaardzo trudno.Odsyłają do schroniska,poza tym zwierzę trzeba przywieźć i zabrać.Raz tylko zdarzyło mi się przechować kota w lecznicy,ale te warunki w których go zostawiałam -zardzewiała,brudna klatka,pomieszczenie ciemne wyglądało że nie ma tam okna.Zdecydowałam się jednak na to,bo była zima,ja kota wziąć do domu nie mogłam, kot miał oczopląs,miał skrzywioną główkę i przewracał się na jedną stronę.
Mogłabym przytaczać kolejne przykłady,nie tylko z mojego doświadczenia.
Cieszę się tylko z jednego,że na moim osiedlu problem kotnych kotek ,małych zakatarzonych kotków się skończył,są tylko kocury w przydomowych willowych ogródkach
sachma - Sob Mar 07, 2009 14:44
Bernadeta napisał/a: | Kotka pewnie jest czyjaś,więc nie będę komuś zwierzęcia.... |
jak wypuszcza, to powinien się liczyć że kiedyś zwierze może nie wrócić, więc ja nie widzę kłopotu, nie pilnuje to jego sprawa.
Layla - Sob Mar 07, 2009 16:19
Sachma ma rację. Trzeba pilnować a nie potem płakać, że kotek zaginął.
Mangusta - Sob Mar 07, 2009 19:06
taa, dzięki takiemu myśleniu niestety mamy plagę kotów w miastach, bo każdy uważa że kot jest czyjś i ktoś inny mu pomoże. standard. btw, dzisiaj jadąc do Zwolenia naliczyłam 3 rozjechane kocidła. co przejeżdżam to jakieś truchło leży....
ten kot którego wzięłam na pewno kiedyś był "czyjś", ale ten ktoś go wywalił. jakbym mu nie pomogła to na pewno by zginął pod kołami lub zdechł zamęczony przez dzieciarnię, a teraz już praktycznie jest zdrowy, ino focha ma.
dzisiaj widziałam kocią mamę z trzema maluteńkimi kociętami - nie wiedziałam że one mogą być aż takie malutkie, mniejsze od dwumiesięcznych szczurów jeden był cały rudy... cudności.
Bernadeta - Nie Mar 08, 2009 08:33
Mazoku napisał/a: | bo każdy uważa że kot jest czyjś i ktoś inny mu pomoże |
Jak jest czyjś, to pomoże mu ten ktoś-kogo kot jest.
sachma - Nie Mar 08, 2009 10:07
jak kot jest czyjś to ma obróżkę z numerem, albo siedzi tylko w domu - jak nie ma to jest niczyj - bo nikt nie zadał sobie minimum trudu żeby kota "oznakować". My zbieraliśmy te "pewnie-czyjeś-koty" i szukaliśmy im nowych domów i jakoś nie mieliśmy wyrzutów sumienia, bo jeśli kot nie ma chipa, obroży i pojawia się dzień w dzień na naszym oknie, to znaczy że komuś na nim nie zależy - mieszkamy blisko bardzo ruchliwej ulicy - i dzięki tej akcji od 3 lat nie mamy ani jednego miotu kociąt w komórce! (tak to dwa razy do roku wybieraliśmy kociaki i szukaliśmy im domów, oswajaliśmy i szczepiliśmy.. ) a wystarczyło znaleźć domy 4 kotką i 5 kocurom i jest spokój.. teraz już biegają tylko kocury sąsiadów - z obróżkami, zadbane, wypuszczane pod wieczór i wołane do domu po kilku godzinach
Bernadeta - Nie Mar 08, 2009 10:09
Jeszcze dodam:Większość kotów luzem chodzących ma dom,a ten dom wygląda tak:
1.willa-ogród - miski w ogrodzie,spanie w ogrodzie albo w piwnicy-koty nie kastrowane,kotki nie sterylizowane
2.willa,ogród - miski i posłanie w domu - koty kastrowane,kotki sterylizowane
3.wieś - kot na podwórku,miski na podwórku,spanie w szopce,domku gospodarczym itp- koty nie kastrowane,kotki nie sterylizowane
4.bloki -najczęściej dobre panie karmią wolnochodzące koty piwniczne,które są nie kastrowane i niesterylizowane i mnożą się i dobrzy ludzie znowu je karmią
5.bloki - koty wolnochodzące-karmione w domu,ale żywią się też poza domem,śpią w domu,ale bywa,że nie wracają przez krótszy lub dłuższy okres do domu,włóczą się po okolicy.
6.bloki - koty przebywające większość czasu w domu wychodzące za potrzebą.
Takie ja znam realia.
Chciałabym,żeby było tak jak w programach Animals - koty musza mieć określonego właściciela-odpowiedzialnego za nie,gdy ktoś widzi kota wolno chodzącego,staje się to podejrzane -zgłasza się telefonicznie taki fakt i jest ktoś kto się tym zajmie.
Ja mam dość wykłócania się z kolejnymi osobami,wykonywania tysiąca telefonów i słuchania:proszę pani nie jesteśmy jeszcze na zachodzie itd itd.Nie mam na to po prostu czasu,nerwów itp.Ponieważ nie ma osób odpowiedzialnych,bo nie ma pieniędzy,robię co mogę,na ile mogę i czekam cierpliwie może w końcu się coś zmieni,chociaż i tak jak czytam w internecie,oglądam tv widzę,że jest ciut lepiej niż było.
Z drugiej strony nie zaspokojone są wciąż podstawowe potrzeby człowieka -przyczyną jest teoretycznie brak pieniędzy,chociaż pewnie nie tylko to,a więc nie dziwię się,że potrzeby finansowe na zwierzęta muszą czekać,czekać,czekać.Chyba,że znajdą się sponsorzy.Ci którzy się zajmują pomocą zwierzętom też przecież mają związane ręce,bo z własnych środków mogą pomagać ,ale tylko do pewnych granic.
[ Dodano: Nie Mar 08, 2009 10:10 ]
sachma napisał/a: | jak kot jest czyjś to ma obróżkę z numerem |
Obróżka - a jak się zawiesi na krzaku.Moja siostra z tego powodu obróżki nie daje ,ja też nie.Póki co nie ma takiego obowiązku.
[ Dodano: Nie Mar 08, 2009 10:12 ]
sachma napisał/a: | ". My zbieraliśmy |
sachma napisał/a: | (tak to dwa razy do roku wybieraliśmy kociaki i szukaliśmy im domów, oswajaliśmy i szczepiliśmy.. ) |
A więc nie byłaś sama,były was przynajmniej dwie osoby.
a może nawet grupa osób.Ja jestem sama a więc szukam grupy-fundacji,im zgłaszam.
sachma - Nie Mar 08, 2009 10:16
tia.. ja - która zbierała, i moja ciocia która "przechowywała" - bo moja mama jest alergiczką i kotów w domu nie można było trzymać (a ciocia to moja sąsiadka). nie łatwo złapać kota.. kilka miesięcy trzeba było go do siebie przyzwyczajać.. ale jak ktoś ma dość ciągłych miotów to coś z tym robi
jakoś kociaki sąsiadów chodzą w obróżkach, jeden ma nawet dzwoneczek żeby kot nie atakował ptaków (mamy pełno wróbli sikorek i innych małych ptaszków i wszyscy się z tego cieszymy, więc wszyscy dbają )
Bernadeta - Nie Mar 08, 2009 10:22
sachma napisał/a: | pojawia się dzień w dzień na naszym oknie, to znaczy że komuś na nim nie zależy |
To nie zawsze tak jest,po prostu kot jest traktowany jako zwierzę któremu się pomaga,lubi się,sprawia przyjemność,ale nie zawsze traktowany jest jak przyjaciel i domownik.Bywa też tak i osoba z fundacji też mi to napisała,że często koty wypuszczane żywią się poza domem.Czasem ludzie dają resztki z obiadu,jak resztek brak albo zapomną dać kot szuka w innym miejscu i tam mu czasem nawet bardziej smakuje.Albo u siebie dostaje jedzenie odpowiednie,ale woli to zakazane i chodzi do kogoś,a może czuje się niedojedzony i wykorzystuje okazję.Kotka przychodzi dość regularnie kocur od czasu choroby nie.A jakprzyjdzie wygląda coraz lepiej.Jeden z kotów wygląda na to,że znalazł dom- stał się grubaskiem,czystym zadbanym i nie pokazuje się już.Skąd wiem,że ma dom,bo jak miał ranę na szyi to miejsce było wygolone i zaszyte.Chodzi jak mój Tofik bez obroży,bez numerka jak większość osiedlowych i willowych kotów u mnie które widzę i w ogrodach i na oknach.
[ Dodano: Nie Mar 08, 2009 10:24 ]
sachma napisał/a: | jeden ma nawet dzwoneczek |
Mój Tofik,gdybym mu takie coś założyła,to chyba dostał by "kota" Obróżkę by zdjął za najbliższym zakrętem,a jeszcze krzywdę by sobie zrobił,ocierając się o wszystkie krzaki i drzewa.
[ Dodano: Nie Mar 08, 2009 10:29 ]
sachma, Ja was naprawdę podziwiam,chylę czoła przed wami,ale mnie po prostu na to nie stać,dla mnie jesteście wy i wszyscy tacy jak wy wspaniałymi pasjonatami.
Ja nawet hodowcą być bym nie mogła,bo wymaga to pewnej "żyłki",pasji.
Piszę jako szary człowiek,zwykły,przeciętny obywatel któremu potrzebni są pasjonaci by do nich się zwrócić i wesprzeć w miarę możliwości finansowo ja kiedyś SPS ,czy inne Można to potępić,skrytykować,ale myślę,że sporo takich osób jest jak ja.
I to chyba wszystko w tym temacie z mojej strony.
sachma - Nie Mar 08, 2009 10:46
Bernadeta, ja nie lubię kotów dla mnie koty sobie mogą biegać i ginąć pod kołami - mi nie zależy, jak chory i głodny to podrzucę jedzenie, ale nie żeby dokarmiać stada bezpańskich.. ja po prostu miałam dość że dwa razy do roku rodziło się 5 - 6 kociąt, które później wyjadały z misek naszych psów.. i wychodziło na to że karmimy nie tylko nasze dwa psy ale i 10kotów.. w bloku to inaczej.. ale na osiedlu kot jest twój jak się trzyma twojego podwórza - i to twój kłopot że ich jest tyle, to ty jesteś zobowiązany do zrobienia porządku z plagą kotów... dlatego bardzo się cieszyłam, kiedy ciocia zostawiła sobie kocura który przeganiał wszystkie inne koty, niestety sąsiad go otruł..
|
|
|