Leczenie - Kastracja-samice
Fea - Sob Wrz 01, 2007 20:56
Bo on taki flaczkowaty był, w dodatku miał strasznie udręczoną minę, więc się bałam. Ale trudno, przełamałam się, szczur wytarty, zaczyna już startować - jadłam jogurt, a on wyplątał się z betów i popełznął po stole.
Dzięki : )
falka - Sob Wrz 01, 2007 21:11
Fea, moja się kręciła w kółko, przewracała i koniecznie chciała iść pobiegać
Fea - Sob Wrz 01, 2007 21:17
No właśnie mi wylazł z kartonika, siedział przez chwilę na rękach i przysnął, włożyłam go z powrotem, włóczykij jeden. Za to strasznie interesował go jogurt. Już siedem godzin minęło, czy mogę dać mu troszkę do zlizania? Wodę bardzo ładnie pije, co prawda daję mu ze strzykawki, ale przełyka i oblizuje sobie pyska.
falka - Sob Wrz 01, 2007 21:32
Fea, Nisia napisał/a: | A z jedzeniem jest tak. Przez 6 h po narkozie nie dawać nic. Nawet wody. Po 6 h mozna podać troszeczkę wody. Po 12 h można podać lekkostrawne papkowate jedzenie (ja np. daje kaszkę Nestle dla dzieci). Po 24 h szczur powinien być już "wyregulowany" i może jeść normalnie. |
Ja osobiście nie trzymałam się tego aż tak ściśle, bo mała pięknie się wybudziła. Myślę, że możesz mu dać polizać A później możesz mu ryżu ugotować, jest lekkostrawny. Ja na początku dawałam po kilka ziarenek ryżu z palca, a później chyba nutri drinka.
Fea - Sob Wrz 01, 2007 23:15
Wiem wiem, czytałam, ale wolałam się upewnić, bo Bjarne też szybko dochodzi do siebie. Zlizał mi jogurt z palca, bardzo pięknie pije wodę ze strzykawki - nadstawia i otwiera pyszczek - i strasznie się wierci, ciągle muszę go łapać.
Anonymous - Czw Lis 15, 2007 11:31
Nan jest po zabiegu czyszczenia ropnia. dostała maciupką dawkę narkozy, spała tylko kilkanaście minut. już jesteśmy w domu.
ponieważ nie mam termofora w łodzi, zrobiłam go domowym sposobem - dostała obok miękkiego posłanka z ligniny szklaną buteleczkę z gorącą wodą. butelka schowana w grubej skarpecie, patent świetnie się sprawdza. Nanutek powoli zaczyna wygrzebywać się z gniazdka, próbuje się myć.
myślę, że wszystko będzie okej, pilnuję jej i mam nadzieję, że mała się uspokoi i nie będzie trzeba podawać jej więcej razy narkozy tylko do czyszczenia głupiego ropnia...
helen.ch - Czw Gru 06, 2007 15:08
nezu napisał/a: | To bardzo inwazyjny zabieg, blizna jest, w porownaniu z szczurem bardzo duza, to duzo bardziej ryzykowne niz kastracja samca. Co innego naciac worek mosznowy, a co innego jame brzuszna. |
nezu napisał/a: | Zbyt duze ryzyko powiklan, a nawet smierci (wlasnie przez wielkosc ran...) | no i tak mi powiedział dziś wet, że bardzo nie chciałby tego robić u Daisy, że otrzewna u szczurów jest cienka, że może dojść do powikłań, że zabieg bardzo inwazyjny, że narkoza silniejsza niż przy byle guzku. Jeszcze próbujemy opanować sytuację lekami (krwawienie) USG nic nie wykazało, jak się nic nie zmieni to on ten zabieg zrobi, ale wolałby tego uniknąć.
Nisia - Czw Gru 06, 2007 15:49
helen.ch napisał/a: | że otrzewna u szczurów jest cienka, że może dojść do powikłań, że zabieg bardzo inwazyjny, że narkoza silniejsza niż przy byle guzku. |
A mnie się wydaje, że powodzenie tej operacji, jak każdej innej, zależy od kompetencji weta. Jeśli babki w Oazie już dziesiątki szczurzyc wykastrowały, to dla nich taka operacja nie sprawia problemu.
LunacyFringe - Czw Gru 06, 2007 19:31
Ale chyba lepiej , że mówi , że takich kompetencji nie ma , niż jakby miał szczurci zaszkodzić . Może jest ktoś , kto się czuje bardziej na siłach ?
helen.ch - Pią Gru 07, 2007 10:36
LunacyFringe napisał/a: | Ale chyba lepiej , że mówi , że takich kompetencji nie ma , niż jakby miał szczurci zaszkodzić | ależ on nie mówi, że nie ma kompetencji, ale fakt, na pewno nie chciałby jej zaszkodzić. Chodzę do niego od jakiś 5 lat. Jest bardzo dobrym chirurgiem i zjeżdżają do niego ludzie z okolicznych miejscowości, powiedział tylko, że jest to inwazyjny zabieg i niesie ze sobą ryzyko. Nic więcej nie napisałam. Jak uzna, że nie da się lekami to ją zoperuje. Ufam mu i nie zamierzam szukać innego.
A "wetki w oazie" są w oazie, a on jest tu i tylko jego mam do dyspozycji, bo nie bede testować lecznic , których nie znam, bądź znam ze słyszenia i różne opinie słyszałam. Ten weterynarz uratował mojemu psu łapę składając ją na śruby, wykonując operację parenascie godzin po pogrzebie własnego ojca, bo mi obiecał. Miałam wtedy wybór, albo wlec psa w fatalnym stanie do Poznania lub Wrocławia, albo poczekać na niego, aż wroci z pogrzebu. Operował guza na malusiej przedniej łapci Kropki, i guza sutka Tiki. Nie mam najmniejszych zastrzeżeń.
Łatwo mówi się o kompetencjach bądź ich braku jak się ma do wyboru kilka lecznic i lekarzy z super doświadczeniam, ja nie mam takiego wyboru, więc pozostaje mi ufać temu co znam. Przepraszam , że się uniosłam, tak jakoś i mi się czasem zdarza.
Traktuja nas tam bardzo dobrze, za wizyty płacę coraz mniej, w tej chwili obojętnie co by nie robili płacę 20 zł. Nie mam wątpliwości, że sobie poradzi jak postanowi ten zabieg wykonać, wczoraj rozmawiałam z młoda wetką, która u niego pracuje od niedawna, studiowała w Warszawie i w razie potrzeby zadzwonią do którejś z lecznic, ale ona nie widzi takiej konieczności. A ja nalegac nie bedę, bo nie lubię wchodzić w kogoś kompetecje, tak jak i nie lubię jak mi np. rodzice moich uczniów mówią jak mam uczyć. Ale to już nie na temat, więc kończę.
Nisia - Pią Gru 07, 2007 10:43
helen.ch, prawda jest taka, że kastracja samiczki jest trudniejsza od kastracji samca, czy usunięcia guza, bo wymaga otwarcia brzucha. Poza tym, skóra na brzuchu jest bardzo cienka i łatwo się rozrywa od szwów, a więc trzeba wiedzieć jak szyć. No i podobno nie zaszywa się kikuta macicy, a więc trzeba wiedzieć, jak u małego gryzonia się takie rzeczy robi.
Może po prostu Twój doktor nigdy tego nie robił, może nigdy nawet nie widział w praktyce, więc się zwyczajnie boi. I wcale mu się nie dziwię.
A mówienie lekarzowi, co on wie, a czego nie, jest rzeczywiście nie na miejscu. Dobrze, jesli wie, do kogo może się zwrócić w razie kłopotu. A to, czego on nie wie, sam wie doskonale i nikt mu tego mówić nie musi.
A może, jeśli kuracja farmaceutykami nic nie da, może namówisz męża na wycieczkę do nas? Nocleg i hotelowanie szczura masz zapewnione
A mnie się i tak widzi, że to może dać się pogonić antybiotykami....
PS. A moja uwaga powyżej miała na celu podkreślenie, że zabieg kastracji samiczki wcale nie jest tak niebezpieczny, dający powikłania i trudny, jesli weterynarz ma dużą wprawę.
helen.ch - Pią Gru 07, 2007 10:50
Nisia napisał/a: | A może, jeśli kuracja farmaceutykami nic nie da, może namówisz męża na wycieczkę do nas? Nocleg i hotelowanie szczura masz zapewnione | może
Nisia napisał/a: | A mnie się i tak widzi, że to może dać się pogonić antybiotykami.... | oby
Nisia napisał/a: | helen.ch, prawda jest taka, że kastracja samiczki jest trudniejsza od kastracji samca, czy usunięcia guza, bo wymaga otwarcia brzucha. Poza tym, skóra na brzuchu jest bardzo cienka i łatwo się rozrywa od szwów, a więc trzeba wiedzieć jak szyć. No i podobno nie zaszywa się kikuta macicy, a więc trzeba wiedzieć, jak u małego gryzonia się takie rzeczy robi. | ja myślę, że on o tym lepiej wie, niż my obie razem wzięte, mówił mi i o cienkiej otrzewnej i o cienkiej skorze i o injekcyjnym znieczuleniu, które nie jest obojętne. To on jest weterynarzem , nie my. A jak czegoś nie wie, będzie wiedział gdzie tego szukać.
Off-Topic: | Ja znikam na jakiś czas, muszę przez remont sypialni odłączyć komputer. |
marhef - Śro Gru 12, 2007 09:02
Mnie najprawdopodobniej czeka kastracja Mistle.
I przeraziłam się tym, co tu przeczytałam.
Mój wet mówi, że na gryzoniach przeprowadzał z powodzeniem operacje, ale nigdy jeszcze nie kastrował szczurzycy.
Cholera.
Nakasha - Pon Paź 20, 2008 12:14 Temat postu: Kastracja u samic. Napisałam ten post zanim Layala dała mi linka do tego tematu . Pytanie wciąż aktualne.
Zauważyłam, że (przynajmniej jakiś czas temu) wiele osób negatywnie odnosiło się do idei kastracji samic (kastracja - usunięcie jajników i macicy).
Posiedziałam sobie trochę na forach w USA, Kanadzie i poczytałam artykuły (pisane też przez hodowców ze Skandynawii i UK). I zauważyłam, że w tych rejonach kastracja samic i samców, które nie są hodowlane, jest raczej zalecana niż odradzana (tak jak w przypadku kotów - u kotów przyniosło to podobno wspaniałe efekty).
Kastracja samic jest polecana głównie z tego powodu, że niweluje ryzyko powstawania nowotworów narządów rodnych oraz poprzez zastopowanie wydzielania hormonów żeńskich obniża ryzyko zachorowań na raka na tym podłożu hormonalnym.
A jak Wy odnosicie się do idei kastrowania samiczek? Czy wiecie może, czy w Polsce były przeprowadzane badania na tym tle?
Niedawno weterynarz powiedział mi, że wprowadzono nowy rodzaj narkozy, dużo bardziej bezpieczny. To przemawiałoby za kastracją samic. Czy wiecie coś o tym?
Nisia - Pon Paź 20, 2008 13:25
Nakasha napisał/a: | Niedawno weterynarz powiedział mi, że wprowadzono nowy rodzaj narkozy, dużo bardziej bezpieczny. |
Nie znam się na tych preparatch do narkozy (jako, że nie jestem wetem i nie zamierzam włąsnoręcznie operować szczura, mało się tym interesuję...), ale wiem, że są różne preparaty, stosowane w zależności o stanu zdrowia, wieku (etc.) szczura. Wet, który stosuje tylko jeden sposób znieczulenia, to mało oblatany w temacie wet
Natomiast co do narkozy wziewnej, szeroko stosowanej np. w UK.... Pytałam w naszej Oazie, wetka stwierdziła, że próbowały, ale mają lepsze doświadczenia z narkozą iniekcyjną. Znów, ze względu na moje wykształcenie, nie wnikałam, czemu. Ale słyszałam, że narkozę wziewną trzeba podawać cały czas i przeszkadza to w operowaniu małych zwierzątek... Być może teraz się to zmieniło (interesowałam się tą kwestią 2 lata temu).
|
|
|