Archiwum - Psiaki IX
sachma - Pon Gru 20, 2010 18:14
a my właśnie wyklikaliśmy klatkę siedzi w niej chętnie i tylko głowę wystawia po smaki ale i tak nadal najchętniej siedzi na klatce
dziś klatka wróciła do pokoju, do środka trafił nowy gruby kocyk, na klatkę trafił drugi kocyk a na to jego "ręcznik" pół dnia przespał na klatce
Sysa - Pon Gru 20, 2010 19:07
AngelsDream napisał/a: | Sysa, rozgnieciony na papkę banan z żurawiną. |
Karm mnie!
AngelsDream napisał/a: |
Sysa, myślę, że to bardziej praca niż wpływ Baaja. |
AngelsDream - Wto Gru 21, 2010 13:55
Jest sobie taki blog, który pokazuje skutki działalności psów w lasach. Teoretycznie obiektywny, teoretycznie wcale autorzy nie mają nic wspólnego z myśliwymi, bo są leśnikami, teoretycznie wcale nie współtworzą nagonki na psy.
Na mój wpis, że może należałoby wydzielić w lasach ogrodzone tereny, na których można by puszczać psy, nie odpisali. Chętnie za to odpisują, gdy ktoś pisze, że psy to mordercy saren i zajęcy.
Padłam dziś, kiedy przeczytałam artykuł dostępny w portalu Gazety Wyborczej.
Ten artykuł: http://www.tokfm.pl/Tokfm..._polowania.html
W nim komentarz autora blogu.
Skomentowałam i dostałam odpowiedź autora:
Cytat: | widziałem ten film w całości, jestem tam cytowany. Dzika nie zagryzły te psy. Został zastrzelony. |
Albo ja mam już nie po kolei w głowie, albo oni naprawdę są bandą hipokrytów.
Anka. - Wto Gru 21, 2010 19:18
No co, pieski sobie poćwiczyły, prawie jak w zagrodzie
polowania nie są takie miłe i grzeczne jak twierdzą myśliwi. zresztą sami też się czasem postrzelą, czytałam że już na początku tego sezonu było dwóch zabitych, kilka postrzeleń, rykoszety, niezabezpieczona broń, etc.
Blog odnalazłam i czy ja wiem, tak jak się błąkam po lasach i polach to nie natrafiłam na zwierzaka zagryzionego, za to martwy jeleniowaty uwięziony w ogrodzeniu młodnika i nadgryziony norma.
Puszczanie psa w lesie jest wykroczeniem, zastrzelenie przestępstwem, od stycznia myśliwy nie może wpakować ołowiu w psa i kota.
Tylko znów ciśnie sie pytanie ,gdzie wybiegać psa...
AngelsDream - Wto Gru 21, 2010 20:10
Anka., nowe przepisy chyba niestety nie przeszły, więc myśliwi dalej będą się bawić z domowymi zwierzętami.
Ja swoich psów już nie puszczam w lesie na razie. Nawet nie ze względu na zwierzynę, ale na głupotę ludzi. Również takich, którzy najwyraźniej prowadzą ten blog. Rozumiem ideę, ale nie rozumiem wybiórczego myślenia i najwyraźniej zaślepienia.
Pieski - kundle, mordercy, wrogi.
Myśliwi - legalnie, świetnie, wara od nich.
Sysa - Wto Gru 21, 2010 20:10
A ja tak czasem sobie jednak myślę, że fajnie puścić psa samopas po polu, pewnie..
Z drugiej jednak strony czemu tak mało ludzi korzysta z długich smyczy czy po prostu uprawia jakis sport z pupilem? Wspaniały i absolutnie bezpieczny sposób na wybieganie psa.
Równie dobrze długi spacer by pomagał.
Sama nie biegam, bo nie mam kondycji, ale staram się robić długie spacery w tempie psa. Staram się bawić, biegać itp. Tak że i tak wracamy do domu zmęczeni i wybiegani, choć psiak nie oddala się na dalej niż 15m przeciętnie.
Nie znoszę ludzi, którzy swoje psy w imię wybiegania puszczają luzem i mają je w czterech literach. Przy czym zaznaczam, że nie ma tu na myśli nikogo konkretnego, ale wielu "super psiarzy" pracuje na te wszystkie opinie o psach biegających luzem.
AngelsDream - Wto Gru 21, 2010 20:13
Sysa napisał/a: | Nie znoszę ludzi, którzy swoje psy w imię wybiegania puszczają luzem i mają je w czterech literach. |
Hitem było swego czasu, jak właścicielka hodowli wilczaków napisała, że wybieguje je właśnie na sarnach. Nie miała pojęcia, że robi coś złego.
Baaj w lesie teraz chodzi na szelkach i lince, jeśli luzem biega, to z linką i na ogrodzonym boisku. Kagańca się nie boimy. Za to tego, że możemy głupio stracić psa, bardzo.
Sysa - Wto Gru 21, 2010 20:18
AngelsDream, w głowie mi się nie mieści takie coś
Ale to właśnie takim ludziom po części zawdzięczamy takie przepisy.
Swoją drogą, że myśliwi to specyficzna grupa ludzi, ktora nader skutecznie chroni się gadaniem o ochronie przyrody, podczas pstrykania sobie zdjęć z martwymi zwierzętami i ich dumnie wypiętymi mordercami...
Mi się przypomniała historia znajomego o jego suce, która była mądrze puszczana luzem do czasu.. Raz potrącił ją samochód.. przeżyła.. Drugi raz nie miała tyle szczęscia... Nikt nie nauczył się na pierwszym błedzie, suka biegała ciągle luzem.. A potem zdziwienie, że stała się tragedia...
Nowe psy.. Biegają luzem przy ulicy...
AngelsDream - Wto Gru 21, 2010 20:26
Sysa, ja z sarnami spotkałam się dwa razy.
Raz, szukałam psa 10 minut. Za drugim razem odwołał się, mimo dwóch innych psów luzem. Lekcja, czym kończy się pogoń, została w głowie psa. Wtedy też, zupełnie przez przypadek, zobaczyłam, jak wielką moc ma stado psów - zwłaszcza z psem tropiąco-wystawiającym, dużym w zasadzie bez hamulców i suką. Suka na szczęście, sznaucerem będąc, bardziej wystraszyła się saren niż cokolwiek innego. Celar odwołał się spokojnie, ona też. Baaj na wrzask, ale wrócił. Wrzuciłam w niego wszystkie wędzone płucka, które miałam pod ręką.
Nikomu nie życzę, by stał w lesie bezradnie i czekał na swojego psa! Nikomu! To paskudne uczucie.
Baaj za tym pierwszym razem na szczęście zachował się o tyle świetnie, że nas szukał, stroniąc od obcych, ale... Ale w tym małym lasku też zastrzelono kiedyś psa.
W tej chwili obserwuję przypadek wilczaka z miotu Q z Peronówki. Urwał się ze smyczą i obrożą w trakcie litewskiej wystawy, nie wrócił. To było pod koniec września. Widywali go, a owszem. Widziała sama właścicielka, ale niespełna roczny pies nie zareagował na jej wołanie - nie chcę gdybać czemu, swoje teorie mam - mija trzeci miesiąc, pies coraz bardziej unika ludzi... Wieść gminna niesie, że tak żyje kilka czeskich, słowackich i włoskich wilczaków. Idą w las i tam ich życie najpierw się zmienia, a potem kończy... Różnie.
LunacyFringe - Wto Gru 21, 2010 20:33
Brr, mam uczulenie na myśiwych. Moj ojciec jest myśliwym i znam trochę jego super kumpli myśliwych. To jest tragedia, nie ma w tym żadnej idei dla dobra lasu, polowanie to po prostu pijacka biba w lesie.
Milva ostatnio się wpakowała do Jimowej klatki i przespała tam całą noc
Babyduck, ostatnio wypróbowałam na Jimie trochę inny sposób na luźną smycz i działa super. Metoda drzewka to przeżytek. A, Jimmy to straszny ciągnik, od 3 miesięcy próbuję go oduczyć ciągnięcia, a tym sposobem udało mi się od razu przejść na luźnej smyczy cały spacer. Niestety ta metoda wymaga dużo zaangażowania ze strony przewodnika.
Bierzemy psa, ubieramy zwykłą parcianą obrożę i wychodzimy na spacer. Trzymamy smycz w rączce tak: pętla od trzymania zawieszona na kciuku, między kciukiem a palcem wskazującym trzymamy resztę smyczy, mniej więcej w połowie jej długości. Pies jest po naszej lewej stronie, smycz trzymamy w prawej ręcę ( lub wszystko na odwrót jak ktoś woli). Uzbrajamy się w parę smaczków ( na poczatek sporo, potem coraz mniej ). Zaczynamy z psem przy nodze, mówimy "chodź" , albo co tam chcemy i ruszamy. Jak tylko pies nas wyprzedzi, mowimy "chodź" i idziemy w inną stronę , jak pies za nami podąża to smakołyk, "dobry chodź" itp. .I tak za każdym razem. Jak tylko wyprzedza "chodź" i w tył zwrot, nie musi być dużo, ja się np. cofam o krok, 2, 3 różnie , jak mam czas i jak mi wygodnie, pies ma iść obok ciebie, albo nieznacznie za tobą. Jak jest przy tobie, to smakolyk co jakiś czas, częste pochwał wesołym głosem. Na początku strasznie jest to upierdliwe, może się w głowie zakręcić, ale moim zdaniem warto przecierpieć. Pies nie musi na ciebie patrzeć , jak patrzy to super, ale to tylko luźna smycz , a nie " równaj". Ah, i jak robisz w tył zwrot to puszczasz ten zapas smyczy, który masz w ręce, zeby psa nie ciagnąć od razu, tylko dać mu czas na reakcję. Jak nie idzie to wtedy blokujesz ręce na brzuchu ( żeby uniknąć efektu sprężyny ) i idziesz w swoją stronę, jak tylko pies zaczyna za tobą podażać : "doooobry chodź, dobry pies" czasem smakołyk ( na początku b. często, żeby skumała o co w ogóle chodzi). Ważne jest też to, ze jak mówisz " chodź" to musisz iść. "Chodź" ma znaczyć chodź, a nie stój
To nie mój sposób, poznałam go na kursie trenerskim , wypróbowałam na wlasnym ciągniku i byłam zaskoczona i przeszcześliwa.
Baby myślę, ze jak zrobisz to sumiennie, konsekwentnie i z odpowiednim nastawieniem to Negra tez załapie, że opłaca się iść przy tobie. Mój kantar już wylądował w kącie, a stosuje tą technikę od 3 dni.
Anka. - Wto Gru 21, 2010 22:54
AngelsDream napisał/a: | Anka., nowe przepisy chyba niestety nie przeszły, więc myśliwi dalej będą się bawić z domowymi zwierzętami.
(...). |
Znajomi myśliwi i moi wykładowcy mówią ,że przeszedł.
Psa można bardzo głupio stracić, vide ja, znajomego jamniczkę zastrzelił dewizowiec, ale dużo euro dostali i luzzz, drugiemu posokowiec na zbiorówce poszedł za sarną, sarna przebiegła przez droge, pies nie.
Zmęczyć psy na smyczy próbowałam, Skoczek ledwo szedł, ale Frytka...,rano spacer 2-3h, potem 2h na rolkach ,wieczorem jeszcze bieganie, jednak prawdą ,że teriery nie do zdarcia są. Choć po skończeniu 7 lat czasem męczy sie szybciej niż ja:)
AngelsDream - Wto Gru 21, 2010 23:29
LunacyFringe, metoda ze Skandynawii.
Skuteczna, Baajowi bardzo pomogła.
Ninek - Śro Gru 22, 2010 11:15
Myśliwi to banda idiotów.
Teść mojego brata do takich należy. Na weselu było całe stado tych typów. Pomijam to, że 90% to pijusy, ale jacy idioci
A już historia o tym, że jeden kretyn zastrzelił swojego psa, bo szczekał w domu, wychodzi mi uszami...
Albo historia innego, który ćwiczył swojego psa myśliwskiego na kotach, jak nie miał kiedy pojechać do lasu
Sam teść brata też nie lepszy. Mieli zawsze 2 rotki, psy stróżujące, nikt nie miał prawa wejść na ich posesje. A moja głupia bratowa kiedyś wpadła na pomysł, żeby po zmroku wejść do ogródka z bluzie swojego nowego chłopaka - przez płot.
Pies ją ugryzł a jej ojciec z dumą opowiada, jak psa sprał łopatą.
Sysa - Śro Gru 22, 2010 11:28
Ninek, i co Ty mówisz jak tego słuchasz? Bo rodzina, nie rodzina, ja wychodzę z siebie przy dużo mądrzejszych opowieściach o psach...
Szura - Śro Gru 22, 2010 12:01
Cholera, nie wiem, jak reagować, gdy do Tonika podchodzą psy. On się boi, gdy nieznajomy pies do niego podchodzi, wycofuje się, próbuje zwiewać, jak nic nie skutkuje to warczy i kłapie zębami, żeby odpędzić. Jak pies daje mu przestrzeń i czas, to sam podejdzie i się przywita, ale takich praktycznie się nie spotyka.
Póki co spokojnie stoję obok i pozwalam mu załatwiać psie sprawy po swojemu. Może lepiej by było, gdybym entuzjastycznie reagowała na podchodzące psiaki, może nawet próbowała skupić ich uwagę na sobie, żeby Tonic miał chwilę na 'ochłonięcie'? Może macie jeszcze inne pomysły?
|
|
|